Dzień pogodny, dzień czerwcowy, a ja, na łące w morzu maków, chabrów, z czujnym aparatem. Podglądam kwiaty; klękam, kucam, w końcu wstrzymuję oddech by zapisać w pamięci aparatu ich portret.
Ale dostrzegam też samochód, zatrzymał się obok, a kierowca z zaciekawieniem obserwuje moje działania. Długo mnie obserwował, by wreszcie z szerokim uśmiechem, powiedzieć: „a ja myślałem, że pani zrywa te kwiaty”.
Uśmiechnęłam się również i odpowiedziałam: „zrywa się kwiaty, bo się je kocha i chce się je mieć w wazonie. Ja czuję miłość do nich i dlatego ich nie zrywam”.
Pan z miłym uśmiechem przyznał mi rację, po czym pożegnał się i odjechał. A mnie skojarzyła się scena z filmu „Noce i dnie”, choć tam jaśniały nenufary.