Fotografia z anegdotą: Paweł Oleszczuk

Rzadko się zdarza, by dobre zdjęcie nie zostało wymyślone wcześniej, zaplanowane, przygotowane i wyczekane. Jeszcze rzadziej jest tak, że nie trzeba specjalnie po nie jechać na żadną wycieczkę, podróż, wyprawę czy choćby na spacer po okolicy. A już prawie nigdy plan zdjęciowy nie czeka przygotowany i nie ukazuje przed człowiekiem w momencie, gdy akurat idzie sobie do szopy po młotek. A nawet jeśli tak jest, idealna chwila nie rozciąga się przecież w czasie, czekając, aż człowiek ów zakrzyknie, odwróci się, popędzi po aparat, wywróci się, wstanie, nałoży odpowiedni obiektyw i ponownie wyskoczy tuż za próg własnej chałupy.

No dobrze, trochę musiałem się pogimnastykować, żeby zrobić zdjęcie z wysokości 3 metrów i tak, by tęcza zdawała się wchodzić wprost do tego domu,  ale i tak przyroda i kosmos były dla mnie wyjątkowo łaskawe. Od tamtej pory nigdy już nie było tak łatwo. Wcześniej chyba też nie.