Łańsk – wielkie łowy z aparatem. Posłuchaj wspomnień mistrza (zdjęcia i dźwięk)

Wacław Kapusto. Fot. Sławomir Ostrowski

Wacław Kapusto. Fot. Sławomir Ostrowski

(…) Chociaż „Panorama Północy” starała się być pismem popularnym, skierowanym do ludzi o różnym poziomie intelektualnym, nie mogła unikać pokazywania „czynników partyjno-rządowych”. I to z dobrej strony. Potrafiła zaprezentować oblicze władzy w ciepłej tonacji także, a może przede wszystkim, dzięki doborowi odpowiednich zdjęć prominentów, w czym istotny udział miał Wacław Kapusto. Z pewnością wspomniany już marszałek Marian Spychalski zachował w prywatnym archiwum numer pisma ze zdjęciem, gdy roześmiany składał autograf w zeszycie rozłożonym na plecach urodziwej dziewczyny. Wacław potrafił uchwycić takie momenty. Jako pierwszemu i chyba jedynemu udało mu się zrobić zdjęcie uśmiechniętego, wyluzowanego Władysława Gomułki. Było to wiosną 1960 roku, podczas wizyty w Łańsku delegacji Chińskiej Republiki Ludowej. Wtedy zaczął się nowy etap w niezwykłej karierze Wacława Kapusto, który od tej pory zyskał miano „nadwornego” fotografa ekipy Władysława Gomułki i jego współtowarzyszy oraz gości z zagranicy. Przede wszystkim tych, którzy gościli w ośrodku rządowym w Łańsku koło Olsztyna.

Historię tego ośrodka najpełniej, jak do tej pory, przedstawił Wiesław Białkowski w książce „Łańskie Imperium”, wydanej w 1990 roku. Wcześniej Łańsk owiewała aura tajemniczości podsycana licznymi legendami o luksusach i bizantyjskim przepychu obiektów z domkiem myśliwskim „Puszcza” na czele. Potem okazało się, że warunki były dosyć skromne, jak na ośrodek partyjno-rządowy, ale wyjątkowe otoczenie przyrodnicze powodowało, że władza lubiła nie tylko tam przebywać, ale i zapraszać najważniejszych zagranicznych gości, których kusiła wizja polowania na grubego zwierza. Jednak nikt ze świata mediów nie miał do Łańska wstępu, stąd zdziwienie olsztyńskiego fotoreportera, że to jemu ten przywilej przypadł w udziale. Delegacja Chińczyków była już na miejscu, gdy zadzwonił do niego Stanisław Tomaszewski, I sekretarz KW PZPR w Olsztynie. Kapusto usłyszał w słuchawce: „Szykuj aparat, zaraz jedziemy w teren”. Tomaszewski znał Wacława, który bywał na konferencjach partyjnych i fotografował prominentów, ciesząc się ich pełnym zaufaniem. Dopiero w samochodzie ujawnił, że jadą do Łańska, gdzie ma zrobić zdjęcie „staremu”, czyli Władysławowi Gomułce.

„Nie pytałem, dlaczego mnie wybrano. Może doceniono moje zdjęcia, a może po prostu nie chcieli ściągać fotografa z Warszawy[1] – zastanawia się Wacław Kapusto. Ośrodek w Łańsku przypominał twierdzę: był ogrodzony i nikt nie mógł przedostać się do środka, na bramie stał wartownik. Ale po przekroczeniu bramy Kapusto nie zauważył żadnych luksusów. Na polanie stał domek myśliwski »Puszcza«, pamiętający czasy prezydenta Hindenburga i marszałka Göringa, kilka współczesnych obiektów zbudowano po bokach. Atutami ośrodka były spokój i dziewicza przyroda. Kapusto czuł się pewnie, bo przebywał w towarzystwie sekretarza wojewódzkiego. – To tak jak być z biskupem w pałacu prymasowskim – śmieje się”[2]. Jak się potem okazało, nie tyle chodziło o zdjęcia Gomułki, którego Kapusto fotografował już wcześniej w Sejmie i na Polach Grunwaldu, ale udokumentowanie wizyty wicepremiera chińskiego rządu Bo Yibo, nazywanego wtedy w polskiej prasie Po-I-po. Działo się to w momencie narastania konfliktu chińsko-radzieckiego, którego przejawem było poparcie ChRL dla Gomułki w okresie października 1956, gdy Kreml był skłonny do interwencji w Polsce. Gomułka miał więc dług wdzięczności wobec Chińczyków i chciał negocjować między stronami konfliktu. Stąd zaproszenie wicepremiera Bo Yibo do Łańska.

Czytelnicy „Panoramy Północy” jednak o tym się nie dowiedzieli. Chociaż z krótkiej relacji ze spotkania, właściwie fotoreportażu z 12 czerwca 1960 roku, można wywnioskować, jak ważne było to spotkanie. Oto fragment: „Rozmowy polityczne o dużej randze, często nawet i te, które mają decydujące znaczenie dla całokształtu spraw i losów świata, przeprowadza się w różnych warunkach i okolicznościach. Nie zawsze musi to być konferencja przy okrągłym stole. Publikujemy zdjęcia ze spotkania kierownictwa naszej Partii i rządu z delegacją KC KP Chin w czasie wycieczki po naszym kraju. Jak wiadomo, delegacji KP Chin przewodniczył zastępca członka Biura Politycznego i wicepremier Rady Państwowej Towarzysz PO I–PO. Rozmowy, które odbywały się w cieniu starych dębów, pamiętających jeszcze czasy Jagiełły – były serdeczne, przyjacielskie i owocne”. Jedynie po dębach pamiętających Jagiełłę można było poznać, że rozmowy toczyły się gdzieś w pobliżu Grunwaldu (choć równie dobrze mogły odbywać się w pobliżu Krakowa). Nazwa Łańsk nie padła, tak jak w innych tekstach z tamtego okresu. Łańsk w mediach wtedy nie istniał. Na jednym ze zdjęć obie delegacje istotnie pozują pod wiekowym dębem, na drugim Gomułka przechodzi z chińskim wicepremierem przez mostek, na trzecim rozmawia z nim w pozie mało dygnitarskiej, na innym siedzi wyluzowany, a na kolejnym widać dziewczynkę z pluszakiem na rączce. Z relacji w tygodniku dowiadujemy się, że „ta mała, urocza dziewczynka to wnuczka Towarzysza WIESŁAWA – Ewa”. Co na tamte czasy należy uznać za prasową rewelację!


A oto jak to zdarzenie po latach relacjonował kronikarz Łańska: „Nim przyjechała delegacja, Kapusto, za przyzwoleniem rządowej ochrony, wykonał teleobiektywem kilkanaście zdjęć, siedzącego w pobliżu rezydencji Władysława Gomułki oraz towarzyszących mu Zenona Kliszko, Edwarda Ochaba i Ignacego Logi-Sowińskiego. Głównie fotografował Gomułkę. Jedno ze zdjęć – portret – okazało się wręcz rewelacyjne. Rychło obiegło cała Polskę”[3]. Ten portret spodobał się także przywódcy i został życzliwie przyjęty przez jego współpracowników. „Mówili, że Gomułka zwykle kiepsko, bo dość posępnie wychodzący na fotografiach, miał akurat dobry zdjęciowy dzień. Pewnie i talent fotografującego też tu odegrał wielką rolę” – dodaje Białkowski[4].

Zgodę na publikację tego i innych zdjęć z Łańska wydał osobiście Zenon Kliszko, sekretarz KC odpowiedzialny za ideologię i propagandę. Fotoreportaż znalazł się w „Panoramie”, a wizerunek „ocieplonego” Gomułki tak się spodobał, że o zdjęcie towarzysza Wiesława poprosił „Przekrój”, najpopularniejszy wówczas tygodnik ilustrowany w Polsce. Opublikował je na okładce 22 lipca 1960 roku, w święto państwowe, jakim w PRL była kolejna rocznica uchwalenia Manifestu PKWN. Wkrótce do redakcji „PP” zaczęły napływać prośby od sekretarzy wojewódzkich PZPR, którzy w swoich gabinetach chcieli mieć portret wodza z uśmiechem na twarzy. Kapusto przygotował kilka takich odbitek, w tym dla Stanisława Tomaszewskiego, który rozdawał je w prezencie wpływowym warszawiakom (to samo zdjęcie znalazło się na okładce „PP” cztery lata później, przed IV zjazdem PZPR).

Ale ważniejsze było to, że od tej pory brama łańskiego dworu dla olsztyńskiego fotoreportera stała otworem. Nie ściągano więc już innego ze stolicy, kiedy w 1964 roku do Łańska przyjechał Nikita Chruszczow, sekretarz generalny KC KPZR, jednocześnie premier radzieckiego rządu. Przywódca komunistycznego mocarstwa już cztery lata wcześniej został zaprezentowany na łamach „Panoramy Północy” i to głównie na zdjęciach domowych, prywatnych, wyraźniej ocieplających oblicze wodza Kraju Rad. Były to jednak zdjęcia przedrukowane z magazynu „Paris Match”, których autorem był Walter Carone. Uzyskał on najpierw zgodę radzieckiego ambasadora we Francji, potem poleciał do Moskwy, gdzie czekał kilka dni, usłyszał w końcu „tak” Chruszczowa i został dowieziony do jego daczy w podmoskiewskim Upeskoje. Pokazał gospodarza w otoczeniu psa i rodziny, w tym dwóch wnuczków oraz córki i zięcia – Aleksego Adżubeja, redaktora naczelnego „Izwiestii”.

Chruszczow pozował na twardego przeciwnika, waląc butem w pulpit podczas sesji plenarnej ONZ (12 października 1960 roku), ale Zachód odbierał go jako oryginalnego polityka, który podczas wizyty w USA robił zakupy w supermarkecie i rozmawiał ze spotkanymi na ulicy Amerykanami. Kiedy więc przybył do Łańska, gospodarze nie mieli oporów, aby uwiecznić jego pobyt w konwencji popularnego fotoreportażu. „– Była zima – opowiada Kapusto. – Do rezydencji przywieziono mnie późnym wieczorem, ale nie od razu mogłem zrobić użytek z aparatu, gdyż rozmowy polsko-radzieckie przeciągały się, a na salę obrad nie chciano mnie wpuścić. Od oficerów ochrony, z którymi razem czekałem, dowiedziałem się, że w Łańsku jest także Stanisław Tomaszewski i przewodniczący Prezydium Wojewódzkiej Rady Narodowej w Olsztynie, Marian Gotowiec. O obu, jako o gospodarzach województwa, Gomułka zwykle pamiętał, gdy do Łańska zjeżdżali zagraniczni przywódcy”[5].

Tkanina Barbary Hulanickiej jako prezent dla Chruszczowa.

W pewnym momencie do pokoju, w którym czekał Kapusto, wszedł sekretarz Tomaszewski i zatroskany zapytał, co by tu Chruszczowowi wymyślić na prezent? I to natychmiast, od ręki. Fotoreporter podpowiedział, że może coś ludowego, regionalnego? Ale gdzie taką pamiątkę znaleźć w nocy, kiedy sklepy pozamykane? „I wówczas olśnienie: przypomniałem sobie, że kilka dni wcześniej, w muzeum na olsztyńskim zamku fotografowałem ludowe wyroby, a szczególnie efektownie prezentowała się okazała, kilkumetrowej wielkości ozdobna tkanina, dzieło artystki z Reszla, Barbary Hulanickiej. Może to by się nadawało na prezent? – nieśmiało zaproponowałem. Tomaszewski zapalił się do mojej myśli, nawet gdy mu powiedziałem, że tkanina jest muzealnym eksponatem… – To nic, to nic – powtarzał Tomaszewski i od ręki wydał dyspozycję, by do muzeum natychmiast pojechała specjalna ekipa kurierska. Sam zaś, przy mnie, zatelefonował do dyrektora muzeum, Hieronima Skurpskiego. Z rozmowy wynikało, że dyrektor oponował, ale ostatecznie uległ”[6]. Nie minęły dwie godziny, a gensek dostał duży kilim Hulanickiej, zaś jego współpracownicy – dwa mniejsze. Widać to na jednym ze zdjęć zamieszczonych na rozkładówce „Panoramy” z 26 stycznia 1964 roku, gdy nad rozłożoną na stole tkaniną „o motywach grunwaldzkich” stoją polscy dygnitarze z Gomułką i Cyrankiewiczem po bokach, zaś w środku Chruszczow. Tkanina nosiła tytuł „Rycerze”.

Na pozostałych fotografiach relacji pt. „Spotkanie na Mazurach”, w której nazwa Łańsk nie pada, widzimy obie delegacje w czasie nieoficjalnych rozmów pod gołym niebem. Przy czym Chruszczow ma na głowie czapkę futrzaną, Cyrankiewicz – uszankę, Gomułka i kilku innych dygnitarzy PRL – kapelusze, zaś Moczar stoi z gołą głową, choć z jaskrawym szalikiem na wierzchu. Chruszczow w towarzystwie Gomułki znalazł się na okładce tego numeru, ale były to już jego ostatnie dni jako przywódcy sowieckiego imperium, bo wkrótce został odsunięty od władzy i w marcu 1964 roku zastąpił go Leonid Breżniew. Oczywiście nowego genseka KC KPZR Gomułka również zaprosił do Łańska, co „Panorama Północy” zrelacjonowała w numerze z początku 1966 roku pod tradycyjnym tytułem „Spotkanie przyjaźni na Mazurach”. Jak dowiadujemy się z tekstu do fotoreportażu, oczywiście autorstwa Wacława Kapusto, delegacja radziecka „gościła w ośrodku wypoczynkowym na Mazurach” (choć Łańsk leży na Warmii) przy okazji narady komitetu politycznego Układu Warszawskiego, jaka odbyła się w stolicy Polski w dniach 19–20 stycznia 1966 roku. Z Breżniewem przyjechał premier Aleksiej Kosygin, minister spraw zagranicznych Andrej Gromyko i sekretarz KC KPZR Jurij Andropow, bardziej znany jako późniejszy przywódca państwa radzieckiego. Tym razem to gensek wystąpił w kapeluszu, zaś polscy prominenci w czapkach uszankach, poza Zenonem Kliszko, który miał na głowie beret.

W relacji tygodnika nie ma nic o polowaniu, ale po ubiorach i nakryciach głowy widocznych na innych zdjęciach, jakie robił Wacław Kapusto widać, że podczas tej wizyty w Łańsku goście z Moskwy pozowali na tle zastrzelonych zwierząt, leżących pokotem przed „Puszczą”. Dokładnie rok później Breżniew, już w tradycyjnej czapie z futra, został powitany przez Gomułkę oraz panie z ludowych strojach na stacji Gągławki, co widać na kolorowej okładce „PP” z 12 lutego 1967 roku. W środku numeru fotoreportaż, również z tradycyjnym tytułem „Przyjacielska wizyta”. W delegacji radzieckiej znalazł się dodatkowo Nikołaj Podgorny, przewodniczący Prezydium Rady Najwyższej ZSRR. W relacji odnotowano pobyt delegacji „na Warmii i Mazurach”, ale znów pominięto wątek polowania w Łańsku. Na szczęście Wacław Kapusto uchwycił obiektywem wielkie łowy, w tym Breżniewa, jak ze sztucera mierzy do grubego zwierza. Była to jednak układ inscenizowany. Na innych roześmiany sekretarz generalny jedynie pozuje fotoreporterowi. Z papierosem w jednej ręce i z flintą w drugiej został uchwycony Gomułka, chociaż wiadomo, że jedynie statystował polującym towarzyszom. Na kolejnej fotografii Gromyko ma u stóp martwego dzika, niby jako swoje trofeum z łowieckiej wyprawy do łańskiego lasu.

Takie i inne zdjęcia możemy podziwiać we wspomnianym albumie wydanym przez Biuro Wystaw Artystycznych w Olsztynie pod redakcją Tomasza Śrutkowskiego. W tym fotografię z biesiady w domku myśliwskim z udziałem przywódców zaprzyjaźnionych państw i partii. Towarzysze w swetrach dyskutują na luzie, a na stole kieliszki, chleb, wędliny… Wiesław Białkowski tak opisywał to zdjęcie: „Podchmieleni, tryskający dowcipem, Breżniew jak z rękawa sypiący kawałami, nawet politycznymi. I toast za toastem, oczywiście za przyjaźń. Istne bachanalia” – podsumował autor „Łańskiego Imperium”. Czy potwierdza to, dopuszczony do takich imprez Wacław Kapusto? Czy był może świadkiem nieoficjalnej, tajemnej wymiany zdań między Gomułką a Breżniewem – jak głosi rozpowszechniona w środowisku dziennikarskim legenda? Pan Wacław zaprzecza, dyskretnie kręci głową i nie ma w tej sprawie nic więcej do dodania, ponad swoje fotografie. Tym samym potwierdza, że w pracy skupiał się na zachowaniu ludzi, nie na ich rozmowach.

Nie były to jedyne wizyty w łańskich lasach, które z bliska obserwował i uwieczniał na kliszy Wacław Kapusto. W tym Josipa Broz Tito, którego sfotografował również na stacji kolejowej w Olsztynie, jak wysiada z salonki. Nie był także obecny podczas wizyty szacha Iranu Mohammada Reza Pahlaviego, który przyjeżdżał do Polski za Gomułki (1966) i za Gierka (1977). Gdy odwiedził Łańsk, przygotowano mu iście cesarskie polowanie (…).

W Łańsku bywała także inna korowana głowa – król Belgów Baudouin, a poza tym prezydent Francji Valery Giscard d’Estaing i kanclerz Niemiec Helmut Schmidt, a także premier NRD Wilii Stoph i przywódca Węgier János Kádár – tego Kapusto miał okazję sfotografować wiosną 1963 roku.

– Kiedy do Łańska przyjechał János Kádár, Cyrankiewicz przysłał po mnie mercedesa. Tym razem z kierowcą, bo na ogół sam jeździł swoim słynnym kabrioletem. Mam nawet zdjęcie, jak siedzi za kierownicą, a obok Gomułka i Aleksander Zawadzki. Są po bankiecie w teatrze z okazji rocznicy grunwaldzkiej i premier jest po kielichu – ujawnia Kapusto. Pan Wacław wspomina, że tylko raz jeździł do Łańska swoim samochodem, w pozostałych przypadkach był tam dowożony i odwożony. Za „usługi” fotoreporterskie dziękował mu komendant ośrodka Kazimierz Doskoczyński; po robocie zapraszał do swojego pokoju, częstował jedzeniem, a nawet stawiał na stole butelkę włoskiego czerwonego wina. Kapusto był tam jedynym, a przynajmniej jedynym znanym fotoreporterem, który miał dostęp do najważniejszych gości ośrodka. Podobno nawet redaktor naczelny „Trybuny Ludu” został kiedyś zawrócony spod bramy.

Jak zawsze dyskretny, Wacław Kapusto potrafił znaleźć się w odpowiednim miejscu o odpowiedniej porze w sytuacjach nie tylko prywatnych, ale i krańcowych. Tak jak wtedy, gdy do Łańska przyjechała Zofia Gomułkowa z wnuczką, o czym świadczą widoczne na zdjęciach pieluchy suszone na kaloryferze. Nie nawiązał z nią rozmowy, podobnie jak z jej mężem, być może dlatego, że – jak wspomina pan Wacław – Gomułka miał jakiś uraz do dziennikarzy i ani razu nie podał mu ręki. Również wtedy, gdy uwiecznił go stojącego na skraju schodów. Jakby już nic więcej przed sobą nie widział. To było ostatnie zdjęcie Gomułki, zrobione w Łańsku w 1970 roku. Wkrótce do władzy doszedł Edward Gierek (…).

Później z Łańskiem, a właściwie z gościem ośrodka rządowego, miał Kapusto do czynienia tylko raz – był to minister Jerzy Urban, ówczesny rzecznik prasowy rządu. Zlecenie nadeszło od Romana Kamińskiego, rzecznika wojewody olsztyńskiego Sergiusza Rubczewskiego. Fotograf był proszony, by stawił się 13 czerwca 1986 roku o godz. 13 w Urzędzie Gminy w Stawigudzie. Potem Wacław opowiadał, że jak tylko usłyszał, że jakiś prominent z Łańska chce wziąć tam ślub w piątek, trzynastego o trzynastej, od razu pomyślał sobie o Urbanie. Bo to było w jego stylu, wbrew przesądom. Nie zdziwił się więc, gdy istotnie przed Urząd Gminy podjechały dwa polonezy, a w jednym z nich ujrzał Urbana oraz z wyglądu młodszą od niego pannę młodą. Orszak weselny był nieliczny.

Związkiem małżeńskim połączył ich naczelnik gminy Zygfryd Gładkowski, który dzisiaj potwierdza, że takie zdarzenie miało miejsce, a wiadomość o ślubie otrzymał do wojewody.  „Minister Urban, pan młody, był ubrany raczej sportowo  w białej koszuli, bez krawata i w jasnej wiatrówce. Narzeczona, wyraźnie młodsza, miała na sobie jasną, zwiewną sukienkę o długości trzy czwarte z odsłoniętym jednym ramieniem. We włosy miała wpięty kwiat. Była bosa…” – opowiadał potem fotoreporter autorowi „Łańskiego Imperium”. Ani Wacław, ani jego żona Genowefa, która z nim do Stawigudy pojechała, nie kojarzyli, że panną młodą była Małgorzata Daniszewska, wtedy nieznana poza swoim środowiskiem. Uroczystość odbyła się w tajemnicy przed mediami, które – nawet wtedy – nie mogły przeboleć takiej gratki. Ale Kapusto nie mógł ich poratować i nie przekazał żadnych zdjęć ze ślubu, ponieważ wszystkie odbitki i nawet negatywy zabrał rzecznik rządu. Tę wersje we wrześniu 2017 roku potwierdził nam sam redaktor Jerzy Urban, a pytany o odbitki odpowiedział, że takie posiada, informując jednak w e-mailu: „Niestety, fotografie są bardzo marne”. Nie dodał, czy zdjęcia są marne jakościowo, czy też naczelny tygodnika „Nie” marnie na nich wyszedł. Chociaż żona pana Wacława twierdzi, że i fotografie były udane, i pan młody na nich dobrze wyszedł. Może po prostu Urban jest już w takim wieku, że nie chce przypominać sobie swego wyglądu sprzed lat? Bo chyba małżeństwa z Małgorzatą nie żałuje?

Marek Książek

Powyższe fragmenty rozdziału, o „polowaniu” z aparatem fotograficznym na krajowych i zagranicznych prominentów goszczących w Łańsku, pochodzą z książki Marka Książka „Wacław Kapusto w obiektywie życia”, która właśnie wyszła nakładem Stowarzyszenia Społeczno-Kulturalnego „Pojezierze”.


[1]Żyjący w chwili pisania tych słów Stanisław Tomaszewski, rówieśnik Wacława Kapusto, mieszkaniec warszawskiego Wilanowa, zapytany telefonicznie przez autora, dlaczego to właśnie jego wybrał do relacji z Łańska, odpowiedział: „Bo go znałem i ceniłem”.
[2]Marek Książek, Fotoreporter zrobił swoje, Przegląd z 22.08.2010 r.
[3]Wiesław Białkowski, Imperium Łańskie, Warszawa 1990, s. 48.
[4]Ibidem, s. 48.
[5]Ibidem, s. 49.
[6]Ibidem, s. 49-50.