ALFABET SAŁUDY. Październik 1956

W jednym z warszawskich tygodników („Kultura”?, „Przegląd Kulturalny”?) ukazał się tekst Adama Ważyka „Poemat dla dorosłych”. Zaszumiało, że to tekst niesłuszny politycznie. Na masówkach w dużych zakładach pracy uchwalano dęte protestacyjne rezolucje. Publicyści czasopisma „Po prostu” coraz śmielej pisali o potrzebie zmian i o ograniczeniu cenzury…
Od pamiętnego października upłynęło ponad pół wieku. Z atmosfery tamtego czasu zachowały się jedynie mgliste wspomnienia.
Pamiętam, że popołudnie i noc kiedy w Warszawie odbywało się historyczne plenum KC PZPR, spędziłem w pokoju dalekopisów wśród dziennikarzy i drukarzy „Głosu Olsztyńskiego” słuchając stukotu dalekopisu, wypluwającego najświeższe depesze. O napięciu towarzyszącemu tym godzinom niech świadczy fakt, że idąc na to dziennikarskie spotkanie zabrałem z domu dubeltówkę oraz kilkanaście naboi, wśród których były także dwie breneki. Nie potrafię wytłumaczyć po jakiego grzyba targałem wówczas to moje koromysło; pewnie „na wsiakij pożarnyj słuczaj” – jak zwykli mawiać Rosjanie.
Jeden z pierwszych dni po październikowym przełomie. Przed budynkiem radia zatrzymuje się czoło pochodu; delegacja studentów olsztyńskiej Wyższej Szkoły Rolniczej żąda natychmiastowego udostępnienia anteny; chcą odczytać rezolucję, popierającą Gomułkę. Nerwówa. Jesteśmy jak najbardziej za, ale tak nagle, nawet bez zerknięcia na tekst?!
– Szefie, – powiada Piotr Napiórkowski – pan tu posiedzi trochę, my zamkniemy gabinet na klucz i gdyby co, to będzie na zespół.
Nóż na gardle, na dyskusję raczej nie było czasu. Dwadzieścia minut robiłem za więźnia stanu.
Inna migawka z tamtych dni. Wielki wiec mieszkańców Olsztyna. Trybuna na wysokich schodach przed teatrem; publiczność zajęła chodniki i całą szeroką w tym miejscu jezdnię ulicy 1-go Maja. Stanąłem w kolejce chcących przemawiać, ale gdy byłem już przed mikrofonem
i w dole ujrzałem to morze głów, uszło ze mnie całe „powietrze”. Nagła konfuzja, rodzaj olśnienia: przecież ja tym ludziom nie jestem w stanie nic nowego powiedzieć, ponad to co usłyszeli od oratorów, którzy wystąpili wcześniej. W takiej sytuacji zdołałem w sobie wykrzesać tylko tyle energii by krzyknąć: „Precz z bezduszną znieczulicą, precz z biurokracją!”.

 

Bronisław SAŁUDA