Olsztynek. Wspomnień czar

Od pokoleń w kalendarz wycieczek szkolnych obowiązkowo wpisany jest skansen w Olsztynku, tak więc niewiele jest osób, które przynajmniej raz w życiu tam nie były. Jednak na wycieczce jak to na wycieczce, zwłaszcza jeśli Olsztynek jest tylko jednym z jej punktów: ciągły brak czasu, oglądane w pośpiechu eksponaty i wspólna fotografia na tle przypadkowej budowli. Chcąc odświeżyć pamięć, wybierzmy się więc na wycieczkę indywidualną. Warto, bowiem wraz
z przekroczeniem bramy muzeum, wchodzimy w nieistniejący już świat, za którym zdarza nam się tęsknić.

Muzeum Budownictwa Ludowego – Park Etnograficzny, bo tak brzmi pełna nazwa skansenu,
to jedna z najbardziej znanych tego typu placówek w naszym kraju. Sama idea tworzenia muzeów w plenerze zrodziła się w Europie w 2. połowie XIX w. i dość szybko stała się popularna.

Mówiąc o początkach naszego muzeum, pamiętać należy o Królewcu, jako że tam, na obrzeżach ogrodu zoologicznego, w 1913 r. otwarto pierwszy w Niemczech skansen. Trudno było przenieść w jedno miejsce autentyczne obiekty Prus Wschodnich, toteż zlecono cieślom wykonanie kopii. Ponieważ byli to mistrzowie w swym fachu, kopie przez nich wykonane niczym nie różniły się od oryginałów. Po ponad dwudziestu latach podjęto decyzję o przeniesieniu eksponatów do Olsztynka. Miała to być dodatkowa atrakcja dla turystów z Rzeszy, odwiedzających znajdujące się nie opodal mauzoleum Paula Hindenburga, pogromcy Rosjan pod Tannenbergiem (1914).
Po II wojnie światowej Olsztynek znalazł się w granicach Polski, a pieczę nad skansenem przejął Wojewódzki Konserwator Zabytków i dość szybko rozległy teren zaczął zapełniać się oryginalnymi budowlami.

Dziś na kilkudziesięciu ha możemy podziwiać niemal 70 obiektów architektonicznych (w tym
13 przeniesionych z Królewca) z Warmii, Mazur, Powiśla, Sambii i Małej Litwy. Trudno wymienić wszystkie obiekty, tym bardziej któryś wyróżnić, ponieważ każdy z nich ma swych amatorów, każdy oddaje ducha epoki, pobudza wyobraźnię. Są chałupy, w których niegdyś tętniło życie, ludzie zasiadali do wspólnych posiłków, omawiali problemy, naradzali się, kłócili, godzili…
Są obory, stodoły, kuźnie, wiatraki, jest karczma. To dla ciała, a dla ducha wykonana w 1909 r. kopia kościoła w Rychnowie na Mazurach z wyposażeniem w większości wzorowanym na oryginale, jest krzyż przydrożny z narzędziami Męki Pańskiej, kapliczka z Giedajt na Warmii. Wystarczy troszkę puścić wodze wyobraźni, a zobaczymy stojący przy niej rozmodlony warmiński lud. Amatorzy archeologii zapewne zwrócą uwagę na pochodzący z Sambii kurhanowy grób skrzynkowy z epoki żelaza, miłośnicy miodu z sympatią popatrzą na stare ule,
ci zaś, którzy boją się dentysty powinni koniecznie zajrzeć do gabinetu z I połowy XX w. Zdarza się, że dzieci i młodzież zdumiewają się na widok dawnych izb szkolnych, do których na wycieczce obowiązkowo podążają, zastanawiając się, jak w takich warunkach w ogóle można było się uczyć…

To wszystko usytuowane na skraju miasta pośród drzew, bagien i wodnych oczek przywołuje niewątpliwie minione bezpowrotnie czasy, kiedy to człowiek żył w większej zgodzie z naturą, nie znał cudów techniki, które dziś mamy na wyciągnięcie ręki, a jednak znakomicie sobie radził. Poza tym zwiedzanie skansenu to także korzystny dla zdrowia i kondycji fizycznej pobyt na świeżym powietrzu, w ciszy i w kontakcie z naturą.

Jeśli starczy nam sił i czasu, po wizycie w skansenie skierujmy kroki do olsztyneckiego zamku, którego budowę rozpoczęto w połowie XIV w. w bagnistym łuku rzeki Jemiołówki. Rezydowali
w nim krzyżaccy urzędnicy, czyli komornik i zarządca (burgrabia), niecieszący się wśród mieszkańców szczególną sympatią, m. in. ze względu na ściągane duże daniny. Budowla pierwotnie składała się z trzech skrzydeł, była też fosa i przedzamcze, a wszystko to otaczał mur z basztami. Całość połączona była z organizmem miejskim wspólnym systemem obronnym.

Przez stulecia zamek był kilkakrotnie pustoszony i niszczony, szczególnie podczas tzw. wojny głodowej (1414); ucierpiało zresztą wtedy całe miasto. Później też los nie obchodził się z nim łaskawie, także po sekularyzacji zakonu (1525), gdy gmach przeznaczono na cele administracyjne. O tym że nie do końca stracił swe cechy obronne świadczy fakt, iż w początkach XVII w. służył jako arsenał podczas wojny polsko-szwedzkiej.

Wiek XIX z kolei przyniósł zasadniczą zmianę. Oto bowiem w dawnym zamku krzyżackim zasiedli uczniowie, by kształcić się w nowo otwartym gimnazjum, wśród nich Emil Behring, pierwszy laureat Nagrody Nobla w dziedzinie medycyny (1901). Rzecz jasna wcześniej zaadaptowano do tego celu zachowane mury, a wschodnie skrzydło odbudowano w innym już stylu. Dziś także mieści się tu szkoła, a z dawnych czasów zachowało się niewiele: fragmenty oryginalnej elewacji w północnym skrzydle oraz piwnice z gotyckimi sklepieniami.

Jedna z ciekawszych ulic w Olsztynie nosi imię Krzysztofa Celestyna Mrongowiusza, który przyszedł na świat właśnie w Olsztynku. W jego rodzinnym domu, który szczęśliwie dotrwał do naszych czasów, mieści się obecnie muzeum „Dom Mrongowiusza”. Niewiele wiemy o tym skromnym człowieku, wybitnym językoznawcy, który był lektorem języka polskiego w Gdańskim Gimnazjum Akademickim, jednej z najlepszych w Europie szkół protestanckich.

Na koniec pospacerujmy jeszcze krętymi uliczkami Olsztynka. Każda pora roku ma urok,
ale dech zapiera z zachwytu, gdy jesień w pełni.

Julita Zawieruchowska