Oj, to zdjęcie „kosztowało” mnie trochę 🙂 Spieszyłam się, bo padał drobny deszcz, a żeby ustawić się w dobrym miejscu, musiałam zejść na dół z dość stromej skarpy. No i stało się… Pośliznęłam się na mokrym kamieniu i wylądowałam w bagnie o niezbyt miłym zapachu. Leżałam bokiem w tej mazi, ale ręka z aparatem w górze, bo to odruch, w końcu sprzęt jest najważniejszy. Jakoś się wygramoliłam z pełnymi butami wody i do połowy mokra. Potem wracałam z mężem samochodem, a on kręcił nosem do samego domu .
Zdjęcie jednak zrobiłam i co na nie spojrzę, to czuję ten „zapach” i widzę minę męża.