Jest 26 kwietnia 1997 roku. Zbigniew Marek Hass w teatrze wystawia „Operetkę” Witolda Gombrowicza. Dzień wcześniej spotykam się z ówczesnym szefem działu kulturalnego Gazety Wyborczej w Olsztynie Tadeuszem Szyłłejką. W krótkich słowach przedstawia zadanie:
– Dyrektor Teatru Jaracza, nie dał zdjęć ze spektaklu więc musimy te zdjęcia zrobić w teatrze, na premierze. Mówię, że w teatrze na premierze nie można robić zdjęć, można co najwyżej klaskać…
– On – I o to właśnie chodzi. Będziemy klaskać ale na łamach gazety.
Foto z anegdotą: Krzysztof Skłodowski
Foto z anegdotą: Wojciech Glinka
Oddział covidowy. Wszyscy jesteśmy tu wyczerpani. Odpoczywam patrząc w okno. Szukam na zewnątrz porządku i normalności, których brak tu w środku. Nagle spada śnieg. Zabiela chodniki. Biel wnosi tyle spokoju, że aż wydaje mi się to nieracjonalne.
Foto z anegdotą: Piotr Łozowik
W 2019 roku na jednym z bloków w Białymstoku powstał mural… Zenka Martyniuka, przez jednych lubianego, przez drugich mniej.
Foto z anegdotą: Anna Panas
Wzdłuż drogi do Władysławowa, za Puckiem, wiatraki mielą wiatr. Hipnotyzujące olbrzymy. Nie mogłam od nich oderwać wzroku, są takie majestatyczne, monotonne, zajęte sobą.
Foto z anegdotą: Krzysztof Skłodowski
Gazeta Wyborcza (jeszcze czarno-biała), 20 kwietnia 1997, Olsztyn, Regionalny Ośrodek Kultury, rozdanie nagród w wojewódzkim przeglądzie prasy regionalnej. Ranga uroczystości delikatnie mówiąc, niewielka. Gazeta opublikowała zamiast zwyczajowego obrazka ze sceny z dyplomami … to zdjęcie:
Foto z anegdotą: Paweł Oleszczuk
W tamtej chwili burza nie nadchodziła, lecz umykała w dal od Bisztynka, za to wyszło słońce.
Foto z anegdotą: Krzysztof Skłodowski
Wiosna 1993 rok. Pierwsze opublikowane zdjęcie. Gazeta Olsztyńska.
Foto z anegdotą: Marek Sowa
W roku 2018 w Warszawie odbywał się marsz niepodległości. Jako że była to setna rocznica odzyskania przez Polskę wolności, do stolicy zjechały rzesze ludzi z różnych zakątków kraju.
Foto z anegdotą: Anna Panas
Lubię mgły nad jeziorami, świty mleczne, bo ospałe. Kiedy bielą się bez brzasku, czekam na nie niespokojna, wtedy ruszam; biorę plecak z aparatem, obiektywy też, i statyw. Bo ja wczoraj już widziałam te ujęcia, w mętnej bieli, mam je w głowie, już je nawet kadrowałam.
Fotografia z anegdotą: Piotr Płaczkowski
Nocne obrzędy, czyli fotograf wyprowadzony w pole. W roku 2003 współpracowałem z miesięcznikiem turystycznym „Voyage”. Redakcja zleciła mi temat: „Zimowe Bieszczady”; wyprawę rozpocząłem na początku stycznia i wymyśliłem sobie, że pokażę obchodzone tam Święto Jordanu.
Fotografia z anegdotą: Anna Panas
Dzień pogodny, dzień czerwcowy, a ja, na łące w morzu maków, chabrów, z czujnym aparatem. Podglądam kwiaty; klękam, kucam, w końcu wstrzymuję oddech by zapisać w pamięci aparatu ich portret.
Fotografia z anegdotą: Paweł Oleszczuk
Rzadko się zdarza, by dobre zdjęcie nie zostało wymyślone wcześniej, zaplanowane, przygotowane i wyczekane. Jeszcze rzadziej jest tak, że nie trzeba specjalnie po nie jechać na żadną wycieczkę, podróż, wyprawę czy choćby na spacer po okolicy. A już prawie nigdy plan zdjęciowy nie czeka przygotowany i nie ukazuje przed człowiekiem w momencie, gdy akurat idzie sobie do szopy po młotek. A nawet jeśli tak jest, idealna chwila nie rozciąga się przecież w czasie, czekając, aż człowiek ów zakrzyknie, odwróci się, popędzi po aparat, wywróci się, wstanie, nałoży odpowiedni obiektyw i ponownie wyskoczy tuż za próg własnej chałupy.