prof. dr hab. Sławomir Buryła o Herlingu-Grudzińskim

prof. dr hab. Sławomir Buryła

prof. dr hab. Sławomir Buryła

W olsztyńskim MOK przy ul. Rodziewiczówny odbyło się kolejne spotkanie z prof. dr. hab. Sławomirem Buryłą z UWM, który kontynuował swoją opowieść o Gustawie Herlingu-Grudzińskim. Przypomnijmy, że Sejm Rzeczypospolitej Polskiej ustanowił rok 2019 Rokiem Gustawa Herlinga-Grudzińskiego. Pierwsze spotkanie odbyło się w marcu br. Relacja ze spotkania pod tym linkiem.

Herling- Grudziński zmarł w lipcu 2000 r. i jego biografia idealnie wpisuje się w cały XX wiek. W kontekście jego twórczości warto zastanowić się nad koncepcję sztuki, jego pojmowaniu religii, stosunku pisarza do komunizmu, i wreszcie, co sądził o holocauście biorąc pod uwagę, że ze strony ojca w połowie był pochodzenia żydowskiego.

Grudzińskiego zawsze interesowała sztuka zaangażowana czyli taka, która wypowiada głębszą prawdę o człowieku przy założeniu, że stanowi on tajemnicę.W jego opowiadaniach mocno to wybrzmiewa. Grudziński twierdził – co w kontekście “Innego świata” dziwi – że nie potrafi napisać realistycznego opowiadania. Zawsze jednak pisał opowiadania, w których jest otwartość na tajemnicę, sferę irracjonalną, metafizyczną. Ale nawet w “Innym świecie” też jest to otwarcie na metafizykę w połączeniu z poetyką reportażu, zapisków, dziennika.

Sztuka Grudzińskiego zawsze zawiera sferę transcendentną, metafizyczną, boską wręcz. Przekazuje prawdę o człowieku. On zawsze odrzucał ideę sztuki dla sztuki. Nie interesuje go też sztuka skupiona tylko na formie, zwłaszcza sztuka awangardowa. Nie interesuje go także sztuka zniewolona. Bardzo krytycznie wypowiadał się o pisarzach tworzących w czasach PRL-u. Wręcz brzydził się sztuką pisana pod dyktando. Interesowała go nie tylko proza, ale także malarstwo. Znaczną część swoich dzienników – oczywiście nie w takiej skali jak komunizmowi – poświęcał malarstwu.

A interesowało go malarstwo tradycyjne, klasyczne. Najbardziej cenił Vermeera, Rembrandta, Caravaggia, Giotto – malarstwo flamandzkie i renesansowe włoskie. Krytycznie pisał o malarstwie współczesnym. Uważał, że surrealizm i abstrakcjonizm jest nazbyt wyrazisty, przerysowany i zaopatrzony w dawkę lamentacji. Całe malarstwo drugiej połowy XX wieku właściwie Grudzińskiego nie interesuje, bo jego zdaniem była to pogoń za oryginalnością, która nie dba o treść, jest skupiona wyłącznie na prowokacji, formie i estetyzmie prowadzącym do nihilizmu, bo zapomina, że dobra sztuka – czy to literatura, czy malarstwo – musi przekazywać treści etyczne, moralne. Stawiać człowieka przed wyborami, a nie udawać, że tych problemów nie ma.

I nawet nie idzie o to, że nie cenił Dalego lub Picassa – rzecz w tym, że ich twórczość nie spełniała tych wymogów, które były mu bliskie. W Dzienniku z lat 80-tych pisał: nie wyobrażam sobie dobrej prozy powieściowej i nowelistycznej bez większego lub mniejszego poczucia zagadkowości i wieloznaczności istnienia. Bez daru widzenia nierównoznacznego wcale z umiejętnością patrzenia.Niebezpieczeństwem jest grubo ciosana jednoznaczność. Lęk przed nienazwanym i na pozór nieprzenikalnym. Kto patrzy i nie myśli, komu szkoła spojrzenia ma zastąpić imaginację i intuicję, ten sztuce narracyjnej odbiera największą rację bytu.

Grudziński choć w połowie był Żydem nie miał problemu tożsamości. Niewiele o tym mówił, ale wiemy, że się ochrzcił w wieku 25 lat, już po wyjściu z łagru, a jeszcze w armii Andersa. W łagrach zobaczył i zrozumiał siłę wiary. U Borowskiego lagry zabijały religijność. Obóz absolutnie wypalił w nim resztki wiary. Grudziński polemizując z Borowskim także w obszarze religijności, wspominał ludzi z obozu, którzy zachowywali się godnie i większość z nich była głęboko wierząca. Grudziński twierdził, że obóz uczynił go pisarzem i zwrócił go w stronę religii, pokazał mu jak ona jest ważna w życiu człowieka.

Później będzie pisał wielokrotnie, że człowiek cywilizacji zachodniej wyzbyty tego backgroundu religijności jest człowiekiem niepełnym. Sporo podróżował po Europie i był uważnym obserwatorem codzienności, widział obumieranie sfery religijnej, a jeszcze bardziej niebezpieczne było jego zdaniem odejście od głębi doznań religijnych np. poprzez coraz mniejszy udział w nabożeństwach religijnych. Nie róbmy z Grudzińskiego religijnego dewota, ale martwiło go, że religia nie jest tym dramatem jakim powinna być, głębią i tragizmem.

Z dużą estymą pisze o Janie Pawle II. W Wojtyle podoba mu się tradycja zawierzenia, papież restytuuje religijność nie tyle intelektualną, a taką od serca, oddania, zaufania. Z uznaniem pisze o konsekwentnej u Wojtyły idei ochrony życia poczętego. Bodaj w 1995 r. Grudziński pisze opowiadania pt. Błogosławiona święta, tam się drogi Grudzińskiego i Wojtyły rozchodzą. Chodzi o bośniacką kobietę zgwałconą przez żołnierzy serbskich. I pojawia się pytanie o aborcję. Grudziński rozmija się z chrześcijaństwem nie tylko Wojtyły i mówi, że to jest pytanie otwarte. Stawia też pytanie o antykoncepcję i HIV. Grudziński nie zgadza się na takie obstawanie kościoła przeciwko antykoncepcji, a już szczególnie, gdy chodzi o Afrykę.

Posłuchaj wypowiedzi prof. Buryły

Odpowiedzi na dylematy wiary wymagają wejścia w głąb siebie, pogłębionej refleksji, a tego w społeczeństwach Zachodu zaczęło brakować. Grudziński w swoich opowiadaniach często podejmuje temat zła w wymiarze totalitarnym, ale także jako demony, egzorcyzmy, opętanie i mówi, że nie zgadza się z koncepcją chrześcijańską o tyle, na ile mówi, że zło to brak dobra. Zawsze podkreślał w esejach i opowiadaniach: zło jest substancjalne, dotykalne. Jest osobnym bytem. Twierdził też, że zło jest nieusuwalne z człowieka. Lewicowe projekty przebudowania człowieka to jest mit, bzdura. Element zła jest w człowieku nieredukowalny i dlatego nie zaskakuje go to, że człowiek może zrobić straszne rzeczy. Przeciwstawienie się złu jest bohaterstwem. Dobro, bohaterstwo to jest stan niezwykły, dar. Możemy ten dar dostać, ale nie możemy bohaterstwa wymagać od człowieka, bo z natury jest skażony złem.

Grudziński postrzega judaizm jako religię prawa odpłaty. Kara za złe postępowanie. Bardzo często powtarzał, że się nie zgadza z religią, która jest religią odpłaty i kary. Upraszczając, nie zgadza się na koncepcję Boga, który żąda ofiary z syna. Bóg, który miałby żądać od człowieka takiej ofiary jest nieludzki. Ideę kary odnosi do holocaustu. Część środowisk religijnych Żydów tak patrzyła na zagładę. Zgrzeszyli przyszła straszliwa kara za grzechy. Grudziński odrzuca tę koncepcję i mówi o Bogu miłosierdzia, który jest po stronie człowieka.

Grudziński nie doświadczył holocaustu. W jego tekstach pojawiają się jedynie, obrazy, migawki, refleksje z holocaustu. To nie jest opis zbrodni. To nie jest Nałkowska, Borowski. Pokazuje w ten sposób, że nie ma prawa opisywać czegoś czego nie widział. Grudziński uważał, że nazizm i komunizm to zjawiska z tego samego porządku, bliźniacze wręcz systemy. Jedni i drudzy patrzyli na siebie z podziwem. Oba systemy były wrogie człowiekowi, systemy które uznały, że pewna grupa ludzi nie powinna istnieć. W komunizmie to burżuazja, arystokracja, kułacy, a w nazizmie Żydzi, Romowie, Słowianie. Gdyby zjawisko mierzyć skalą ofiar, to komunizm pochłonął ich o wiele więcej, bo około 100 milionów ludzi, przy czym nazizm działał krócej…