Krystyna Koziełło-Poklewska w „Pojezierzu”

W „Pojezierzu” gościła pani Krystyna Koziełło-Poklewska, historyk sztuki, działaczka kultury, osobowość szczególna. Ci co ją poznali, pozostają pod jej urokiem.

Jest absolwentką historii sztuki na lubelskim KUL-u. W Olsztynie zamieszkała zaraz po skończeniu studiów w 1955 roku. Podjęła pracę w lokalnym dodatku Słowa Powszechnego, a pisywała również do innych ogólnopolskich czasopism. Od początku pobytu w Olsztynie nawiązała ścisłą współpracę ze środowiskiem plastycznym. Recenzowała działania artystów, brała udział w przygotowywaniu katalogów wystawienniczych.

Od 1983 roku i aż do emerytury, co nastąpiło w 1990 roku, była dyrektorką olsztyńskiego Biura Badań i Dokumentacji Zabytków. Posiada sporą kolekcję dzieł olsztyńskich malarzy, są to obrazy i szkice, ale także listy od nich i zapiski. Pieczołowicie przechowuje wydawnictwa obrazujące dokonania olsztyńskich plastyków. W większości z nich, pisząc, redagując, uczestniczyła. Doceniono jej wkład i zaangażowanie w propagowaniu sztuk plastycznych, została pierwszą laureatką nagrody im. Hieronima Skurpskiego.

A Hieronima Skurpskiego poznała wkrótce po przyjeździe do Olsztyna. Spotkanie to pamięta do dziś, gdy idąc wraz z mężem pierwszy raz do Muzeum Warmii i Mazur na zamku, została zaczepiona przez nieznajomego mężczyznę. Zapraszał z uśmiechem do muzeum, a był wtedy jego dyrektorem. Przez lata współpracowała z nim; pozostały wspomnienia, fotografie, szereg publikacji. Hieronim Skurpski pozostawił po sobie pokaźną spuściznę, dobrze udokumentowaną, a bardzo duża w tym zasługa pani Krystyny.

Pani Krystyna opowiadała też o swoich spotkaniach z innymi malarzami i malarkami.
Znała przecież rzeźbiarkę Balbinę Świtycz-Widacką, była świadkiem zmagań artystki z rzeźbami, które obecnie spotykamy w parku pod zamkiem. Maria Delikat to ciemna pejzażystka, ale malowała też portrety, pozostawiła obrazy naznaczone traumą wojny, też takie oszczędne w kolorach, jakby zapatrzone w siebie.
Kto pamięta teraz Henryka Oszczakiewicza, Marię Szymańską, Juliana Dadleza? Ten ostatni kojarzy się z ulicą na nowym osiedlu, której patronuje, ale wątpliwe by któryś z jej mieszkańców znał przeszłość patrona. Był cenionym malarzem, ale dużo wcześniej uczestnikiem wojny polsko-bolszewickiej i kampanii wrześniowej, zanim rozstał się z wojskiem, został pułkownikiem. Pani Krystyna świetnie pamięta Eugeniusza Kochanowskiego, malarza, scenografa olsztyńskich teatrów. Dobre relacje miała z później przybyłymi do Olsztyna Barbarą Hulanicką i Andrzejem Samulowskim. Nie sposób tu wymienić wszystkich. Każda z tych postaci godna jest dłuższych wspomnień. Krystyna Koziełło-Poklewska była świadkiem ich losów, dokumentowała osiągnięcia, pracowała by pokazać ich szerszemu odbiorcy i ocalić od zapomnienia.

Wieczór przeciągał się, a sprzyjało temu domowej roboty ciasto i coraz to nowe wątki rozmowy, bo obecni, też znający środowisko plastyczne Olsztyna, uzupełniali opowiadanie pani Krystyny własnymi wspomnieniami.