Aleksander, Pan na Zamkach w Olsztynie i Kwidzyniu, przy kuflu piwa, zwierzył mi się z marzenia, aby po wieloletniej państwowej służbie, kiedy ma prawo oczekiwać co mu się po prostu należy, rozwiązać jeszcze zagadkę, która niewątpliwie ma charakter kryminalny. Chodzi o zdarzenie sprzed lat. Dotyczy kradzieży mienia państwowego, jakimi były cukierki miętowe ,przechowywane w skrytce znajdującej się w prawej szufladzie ,jego służbowego biurka, na Zamku w Kwidzynie.
Aleksander uzasadnił głębię tego dramatu, wyjaśnił rolę i znaczenie cukierków miętowych w kontekście zarządzania Zamkiem. Otóż cukierki były niezbędne w pracy z racji na częste kontakty z „całuśnymi” muzealnikami ze wschodu. Miętusy należały do służbowego wyposażenia Aleksandra , tak jak długopis, ołówek czy gumka i były również kupowane na fakturę. Aleksander potraktował zniknięcie cukierków jak kradzież mienia państwowego.
Rozpoczął energicznie poszukiwania , aby odzyskać miętówki i znaleźć sprawcę tak nikczemnego czynu. Niestety wszystkie korytarze , schody, krużganki prowadziły wyłącznie do jednej z pań, która miała swobodny dostęp do służbowej komnaty Aleksandra.
Na moje pytanie- jaki mógł być tej Pani motyw działania odpowiedział – myślę, że się we mnie po prostu po cichu podkochiwała. Ciągle pytała po co w sobotę i w niedzielę wyjeżdżam do Olsztyna jak w Kwidzyniu na Zamku jest tak pięknie, są grube mury, a nad Wisłą rozciągają się urocze piaskowe wydmy.
Stwierdził – byłem przekonany , że to zemsta tej kobiety , bo tylko ona w tym czasie wiedziała o niespodziewanym przyjeździe delegacji ze wschodu.
Powiedział ze znawstwem – ” Czy wiesz jak straszna może być kobieta odrzucona”.
Aleksander niestety nie miał jeszcze corpus delicti – dowodu rzeczowego świadczącego o popełnieniu przestępstwa. Jego poszukiwania nie dały rezultatu.
Postanowiłem Aleksandrowi pomóc. W okresie pandemii jedni zastanawiali się przez dwa lata komu nadać medal im. Biskupa Ignacego Krasickiego , a ja udałem się do Kwidzynia, aby podjąć próbę rozwiązania zagadki. Ponieważ wówczas obowiązywał lockdown poszukiwania skoncentrowałem na dziedzińcu Zamku. I to była słuszna decyzja. Zrobiłem zdjęcie armaty stojącej na dziedzińcu Zamku.
Zdjęcie wnętrza lufy armaty mówiło wszystko . Jak widać w miejscu gdzie odpala się lont znajduje się jakiś pakunek . Jak sie okazało były to miętówki rozpuszczone przez wysoką temperaturę . Był to już placek miętówek. To do wnętrza lufy armaty zostały schowane cukierki przez zazdrosną sprawczynię , która już nie może odpowiadać przed wymiarem sprawiedliwości z uwagi na przedawnienie ścigania.
Zwracam się więc do Aleksandra z pytaniem – czy rozpuszczone miętówki w tak nie użytkowej formie mogłyby pozostać na stałe w środku lufy armatniej jako eksponat muzealny. Jest to wszak mienie państwowe potwierdzone udokumentowanym zakupem.
Przewodnicy opowiadając o dziejach Zamku mogliby dodawać opisane zdarzenie ” o zemście odrzuconej kobiety”, która niestety uniknęła odpowiedzialności za tak niecny czyn..
Myślę , że tylko ta „miętowa” opowieść pozostanie w pamięci zwiedzających, szczególnie tych pań, które planowały dokonać zemsty na panach , za odrzucenie kobiecych zalotów..
Uwaga: Anegdota wymyślona przez autora zdjęcia , aby uzasadnić przekazanie zdjęciowego prezentu na bazie pomysłu ” Foto z anegdotą” . Zdjęcie wykonane w dniu 17.07.2016 r. , a wręczone Januszowi Aleksandrowi Cygańskiemu w dniu 09.07.2021 r. na przyjacielskim spotkaniu w SSK „Pojezierze” wraz z wyrazami ogromnej sympatii.