Któregoś razu, na zdjęcia, wybrałam się nad jezioro Dejguny. Było mroźnie, a nad jeziorem skutym lodem unosiła się mgła.
Jacek nudził się i jak zwykle w takich sytuacjach, łaził po trzcinach i po nadbrzeżnych krzakach. W pewnym momencie zauważyłam, że podniósł rękę. Myślałam, że mnie pozdrawia, ale to nie tak było, on po prostu wskazywał mi na niebo gdzie właśnie przelatywał paralotniarz. A po chwili, ten tak nieszczęśliwie lądował, że spadł praktycznie na mnie. Na szczęście nic nam się nie stało, nawet nie uszkodziłam aparatu, ale niestety, nie udało mi się zrobić zdjęcia temu miłemu lotniarzowi, który nagle spadł z nieba. Pozostał tylko ostrzegawczy gest Jacka…